Sprzęt do strzelania ukraińskich rolników został przywieziony do polskiej granicy (wideo)
Blokada granicy polsko-ukraińskiej przez rolników z sąsiedniego kraju wykracza poza zdrowy rozsądek: informacje o tym, że ukraińskie zboże pozostaje w Polsce, nie zostały potwierdzone.
Pomimo tego oficjalnego oświadczenia, polscy rolnicy jeszcze bardziej zacieśniają blokadę, zatrzymując w niektórych miejscach ruch pasażerski i kolejowy. Jednak ich głównym celem jest zablokowanie korytarza zbożowego.
Aby pomóc polskim rolnikom zobaczyć koszt tego zboża dla ukraińskich rolników, nasi przewoźnicy zebrali maszyny rolnicze z dotkniętych regionów, które zostały spalone przez ostrzał lub eksplodowały na minach lądowych na polu.
Aby zademonstrować ciężko wypracowane zbiory zbóż i roślin okopowych, traktory, kombajny i inny sprzęt zniszczony przez wojnę zostały wczoraj przewiezione na polską granicę. Jest to dowód na to, w jakich warunkach musimy uprawiać, pielęgnować i zbierać plony.
Jednocześnie jest to wskazówka, że prawdziwy rolnik nie będzie wylewał zboża na ziemię z ciężarówek lub wagonów, a szeregi protestantów zostały zinfiltrowane przez postacie dalekie od sektora rolnego i zwolenników reżimu Putina.
To, czy dotrze to do protestujących rolników, jest dużym pytaniem, ponieważ w grę wchodzi nie tyle ekonomia, co polityka. Przyznał i podkreślił to już szef polskiego rządu Donald Tusk: “Nie możemy pozwolić, by ci, którzy jawnie i aktywnie służą propagandzie Władimira Putina, wykorzystywali protest rolników na granicy z Ukrainą. Hasła wspierające narrację Putina to zdrada stanu. Nie będziemy tego w żaden sposób tolerować. Mam nadzieję, że zarówno protestujący, jak i wszystkie służby wyciągną z tego właściwe wnioski”.
Wiadomo na pewno, że żadne z oskarżeń organizatorów protestów rolników o pozostawione w Polsce ukraińskie zboże nie zostało potwierdzone. Stwierdził to wiceminister rolnictwa Michał Kołodziejczak we wtorek, 20 lutego.
“Nie ma pszenicy, nie ma kukurydzy, nie ma rzepaku. Te produkty tu nie zostają” – podkreślił Kołodziejczak i zasugerował, by rolnicy protestowali na innej granicy, niekoniecznie ukraińskiej.
Analitycy twierdzą jednak, że protesty na innych granicach nie będą tak bolesne dla władz, ale zablokowanie dostępu do Ukrainy będzie bardziej bolesne, a polski rząd i Unia Europejska będą bardziej skłonne do ustępstw.
Kwestia produktów rolnych z Ukrainy, głównie zboża, nie jest ani pierwsza, ani druga wśród europejskich rolników, ale gdzieś pomiędzy trzecią a czwartą lub piątą. Od kilku tygodni rolnicy w wielu krajach UE wychodzą na ulice, domagając się przede wszystkim całkowitego odrzucenia Zielonego Ładu UE, ponieważ obawiają się konsekwencji jego wdrożenia.
Na przykład nie chcą ustalać standardów dla 4% zawartości pary wodnej w glebie. Oczywiście domagają się zakazu importu niektórych towarów z Ukrainy i ściślejszej kontroli tych importowanych do UE.
W Polsce narracje są zupełnie inne. Polscy rolnicy wywołali chaos i nieporządek na granicy z Ukrainą. Jak donosi korespondent RMF FM Mateusz Chłystun, zablokowanie czterech przejść granicznych z Ukrainą zwiększa kolejkę ciężarówek czekających na odprawę celną po polskiej stronie.
Kierowcy muszą czekać aż 197 godzin na odprawę celną w Medyce, 143 godziny w Korchovej, 150 godzin w Hrebennem i 113 godzin w Dorohusku.
Dlatego ukraińscy przewoźnicy dostarczyli uszkodzony sprzęt ukraińskich rolników do granicy, demonstrując naszym sąsiadom problemy ukraińskiego sektora rolnego w kontekście wojny.
Premier Tusk powiedział wczoraj, że aby zapewnić, że pomoc wojskowa i humanitarna może dotrzeć na Ukrainę bez najmniejszych przeszkód lub opóźnień, przejścia graniczne z Ukrainą oraz niektóre odcinki dróg i linii kolejowych zostaną dodane do listy infrastruktury krytycznej. Ogólnie rzecz biorąc, było to już dawno spóźnione, ponieważ takie strajki i blokady ruchu, a tym bardziej uszkodzenia ładunku, stanowiłyby przestępstwa, a nawet akty terrorystyczne w takich obiektach.