Co dzieje się w czasie wojny z osobami uchylającymi się od służby, które zostały zmobilizowane przymusowo?
Yevhen Dykyi, analityk wojskowy i były dowódca kompanii batalionu Aidar, wyjaśnił, co dzieje się z ludźmi na froncie, którzy zostali przymusowo zmobilizowani.
.Według niego tacy żołnierze nie są zmotywowani i czasami odmawiają wykonywania misji bojowych.
“Oczywiście, gdyby był wybór, każdy wolałby walczyć u boku zmotywowanych ochotników. Kluczowym słowem jest tu jednak “mieć wybór”. A my jej nie mamy” – podkreślił ekspert.
Dykyi wyjaśnił, że każdy naród ma dość ograniczony odsetek potencjalnych ochotników. Entuzjaści zawsze są w mniejszości, to normalne.
“Niestety, żadna większa wojna w historii nie została wygrana przez samych ochotników. Działa tu prawo wielkich liczb – zmobilizowanej masie musi przeciwstawić się taka sama zmobilizowana masa. Oznacza to, że jeśli nie zmobilizujemy ludzi, nie będziemy w stanie oprzeć się inwazji wroga” – powiedział ekspert.
Wojsko zmienia ludzi
Często zdarza się, że kiedy człowiek trafia na linię frontu, widzi okropności rosyjskiego świata i jego opinia się zmienia, a niezmotywowany człowiek staje się dobrym wojownikiem.
“Nie myśl, że ktoś, kto nie chce wstąpić do wojska i iść na front, musi być nieudacznikiem, tchórzem, a co najważniejsze, że jest nieuleczalny. To normalne, że nie chce się iść na wojnę. To normalne, że w wojsku boimy się śmierci i innych niedogodności. Ale jeśli chodzi o przetrwanie narodu, państwo nie ma wyboru, więc musi zmobilizować wszystkich ludzi.
Oczywiście w wojsku zdarzają się dezercje, ktoś się upija albo popełnia samobójstwo. Jest to również część straszliwej rzeczywistości wojskowej, od której nie możemy uciec.
Wojna to straszna kuźnia, która wykuwa obrońców z bardzo różnych ludzi” – podsumował Jewhen Dykyj.